Na początku warto podkreślić, że nie mamy się czego obawiać. Pomimo, że upadłości w Polsce przybywa, to wciąż ich liczba utrzymuje nas na spodzie zestawienia, jeśli idzie o wskaźnik upadłości w naszym regionie Europy. Co jednak istotniejsze znacząco zwiększył się udział postępowań restrukturyzacyjnych. Świadczy to o podnoszeniu się świadomości prawnej przedsiębiorców, którzy zamiast desperackiej walki na własną rękę o zachowanie własnej firmy, korzystają coraz śmielej z oddanych im do dyspozycji w 2016 r. narzędzi prawnych.
Dowodzi to także większej przezorności uczestników obrotu, bo przecież postępowanie restrukturyzacyjne może zostać wdrożone już w obliczu zagrożenia niewypłacalnością, a nie tylko niewypłacalności. Szybka reakcja w razie kłopotów z płynnością nie tylko zwiększa szanse na uratowanie dłużnika, ale leży również w interesie wszystkich uczestników obrotu. Niewypłacalny dłużnik z łatwością może „zarazić” kontrahentów problemami finansowymi, co wywoła efekt domina, zwany niekiedy ciągiem upadłościowym.
Czas jest także przyczyną wyjątkowej popularności postępowania restrukturyzacyjnego w opcji przyśpieszonego postępowania układowego (PPU). Dłużnicy, którzy nie potrzebują tzw. głębokiej restrukturyzacji, dla której przewidziano postępowanie sanacyjne, decydują się na PPU, bowiem wniosek o jego otwarcie sąd rozpoznaje w terminie tygodnia. Wraz z jego otwarciem dłużnik uzyskuje ochronę przed postępowaniami egzekucyjnymi. Na podobny skutek w przypadku postępowania układowego, dłużnik musiałby czekać niekiedy nawet sześć razy dłużej.
Ogłaszane w odpowiednim czasie upadłości, a najlepiej przeprowadzane z sukcesem postępowania restrukturyzacyjne, nie stanowią zagrożenia dla gospodarki. Prawdziwym zagrożeniem są przedsiębiorcy, którzy nie chcą przyznać się do problemów finansowych i tonąc w długach ciągną za sobą swoich kontrahentów.
Komentarz do artykułu „Upadłości firm w Polsce I-III kw. 2018„.
radca prawny
Piotr Zimmerman